Wyskoczyłyśmy przez okno i pobiegłyśmy w stronę miasta. Najpierw postanowiłyśmy zapolować a później skołować jakieś czyste ciuchy.
-Dobra najpierw polowanie-zadecydowałam. Zatrzymałyśmy się przed jakimś klubem z którego właśnie wychodziło trzech chłopaków.
-Biorę bruneta-szepnęła Ross wychodząc z naszej kryjówki.
-Ja blondyna-zaświergotała Alice idąc w ślady siostry.
-Jak dzieci-mruknęłam.
Chyba nie muszę opisywać w jaki sposób się pożywiłyśmy bo jest to ciut straszne.
Po obiadku postanowiłyśmy załatwić porządne ciuchy. Pobiegłyśmy do Waszyngtonu do naszej skrytki, po trochę złota. Weszłyśmy do banku ,Gregorian' i udałyśmy się w stronę kas dla Vipów.
-Dzień dobry.-powiedziałam do Mężczyzny siedzącego za kasą.
-Witam, w czym mogę pomóc?-spytał miłym głosem.
-Potrzebuję dostać się do skrytki 181413314 -powiedziałam z pamięci.
-Hasło?-spytał mężczyzna.
-Isabell Marie Swan Volturi-powiedziałam wyniosłym tonem.
-Proszę za mną-rzekł mężczyzna wstając od biurka i zmierzając w stronę głównego skarbca.
-Dziadek przed śmiercią przypisał Pani pokaźną sumę oraz to-mówiąc wskazał na duże czarne pudło leżące w sejfie.
-Coś jeszcze?-spytałam
-Nie to wszystko.-powiedział mężczyzna na powrót siadając przy kasie.
-Do widzenia-powiedziałam wychodząc z banku. Usłyszałam tylko ciche ,,Do Zobaczenia''.
-Choćmy na zakupy-zaproponowała Alice.
Chyba nie muszę opisywać zakupów co nie? Alice i Ros zabalowały na całego. Nakupiły tyle rzeczy, że ledwo mieściły się w bagażniku mojego Bugatti. Tak kupiłam sobie w między czasie auto. Gdy wszystko załatwiłyśmy pojechałyśmy do domu Cullenów.
(...Oczami Edwarda...)
Wybiła godzina 16. W tym samym momęcie dzwonek do drzwi zadzwonił. Pobiegłem otworzyć. W drzwiach stały trzy wampirzyce, które zaprzątają głiwy mojej rodziny od kilku godzin...