piątek, 23 sierpnia 2013

:P

Powracam do wam moi mili i kochani (w ogóle nie komentujący) fani (jeśli  jeszcze istniejecie)
Już nie jako AgA (Aganiss)  ale jako L.A. Od Loss Angeles ale też od Luna (z HP.) Andersen (chodzi o pisarza) więc od teraz jestem nową ja z masą pomysłów itp.
Więc pozdro trzymajcie się L.A.

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 5--Trans

 


 

Oczami Edwarda:


Wziąłem ciało dziewczyny na ręce i pobiegłem w stronę domu. Była piękna, miała czekoladowe włosy i czarne z głodu oczy. Cały czas mamrotała i krzywiła piękne czółko. Nie miałem zbyt wiele czasu na rozmyślanie nad pięknem nieznajomej bo zbiżałem się do domu.
-co jej jest?-spytała przestraszona Esme. Niedowiary jak ta wampirzyca zdążyła pokochać trzy obce jej dziewczyny.
-Jasper możesz?-spytałem, gdy wbiegłem do pokoju w którym leżały pozostałe dwie wampirzyce.
Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że moji bracia patrzą maślanymi oczami na brunetkę i blondynkę.
-Co mogę?-spytał zdezorientowany blondyn.
-Poszperaj trochę w jej emocjach-mówiąc wskazałem głową na czekoladowłosą.
-Ciekawe emocje-szepną jazz.
-Konkretnie-spytałem zaciekawiony.
-Ból, złość, smutek, zdenerwowanie i strach, ale nie o siebie tylko o nie-powiedział i wskazał na dwie leżące dziewczyny. Po tych słowach, każdy zają się sobą a raczej dziewczynami.
-kiedy je zbudziny?- spytał emmett
-jak wróci Carlisle.-odpowiedziałem


.
-Jestem-powiedział ,ojciec'.
-To co zaczynamy?-spytał Emmett teatralnie pocierając dłonie.
-Od której zaczynamy?-spytalem
-Od szatynki.-zadecydował doktor.
-Jasper zaczynaj-powiedziałem. Mój brat bardzo się skupił bo po chwili czarny dym przylegający ściśle do trzech dziewczyn opuścił jedną z nich.
Wampirzyca od razu otworzyła oczy i wstała z łóżka.
-Cześć jestem Alice V...-nie dokończyła bo jej oczy zaszły na chwilę mgłą po czym znów stały się normalne.
-Jestem Alice-powtórzyła skutecznie zagłuszając swoje myśli. Mie myśląc długo powiedziałem:
-Mogłabyś przestać?
-Nie-odpowiedziała bez zastanowienia
-Kim jesteście?-spytał Carlisle
-Obudźcie je to wam powiemy-zaświergotała Chochlica.
-Ale..-zaczął Jazz.
-Nie, budźcie je teraz-powiedziała dalej uśmiechnięta.
-Carlisle?-spytał Jasper. W odpowiedzi lekarz skiną głową.
-Odsuńcie się i nie blokujcie okien ani drzwi, bo Bells was spali-zaskrzeczała Alice. Nie myśląc zbyt wiele stanęliśmy w jednej zbitej grupie z Jazzem i Carlisajem na przodzie. Po chwili dym opuścił i blondynkę i brunetkę. Obydwie wstał
y i stanęły wyprostowane na przeciwko nam chowając All. za plecami co chochlikowi się nie spodobało.
-Witajcie-powiedział ,TATO'. W odpowiedzi wampirzyce skinęły głowami.
-Po co przybyłyście na nasz teren?-spytałem

OCZAMI BELLI:
Co mam mu powiedzieć? Że chowamy się przed innymi wampirami? Już wiem.
-Szukamy wampira Carlis'aja-powiedziałam po chwili. W odpowiedzi jeden miśkowaty wampir zachichotał. Na co Ross zgromiła go morderczym wzrokiem dzięki czemu tamten przestał.
-Tak się składa, że to ja jestem Carlisle.-powiedział najstarszy wampir. O kurwa-pomyślałam.
-Miło mi, nazywam się Isabella a to Alice i Rosalie-powiedziałam wskazując na moje siostry.
-Mi też jest miło, to Esme moja żona-wskazał na uśmiechniętą brunetkę około 30-tki -To Jasper, Emmett i Edward nasi przybrani synowie-kontynułował wskazując po koleji na blondyna, bruneta i rudzielca.
-Przepraszamy, że wam przerwaliśmy polowanie ale to nasz teren-Dodał po chwili
-Nic nie szkodzi-wtrąciła się All.
-To my już pójdziemy zapolować.-powiedziałam.
-Ale spotkamy się jeszcze?-spytała wiewiórka.
-Przyjdziemy jutro o 15-powiedziała Alice.
-To Do widzenia-powiedziałyśmy wszystkie trzy i wyszłyśmy a raczej wyskoczyłyśmy przez okno....
















poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 4-- Wybór

-Kurwa-szepnęłam zdenerwowana, po czym w wampirzym tempie podniosłam się na równe nogi. Widok mnie przeraził, przede mną stał wielki rdzawo-brązowy wilk. To pewnie na niego wpadłam, ale skąd ten smród? Zanim coś zdążyłam zrobić, wilk znikną między krzakami a na jego miejscu pojawił się młody chłopak, ubrany tylko w dżinsowe spodenki. A jednak zmiennokształtny. Moje obawy potwierdził tatuaż na lewym ramieniu chłopaka. Nie dość, że wilkołak to jeszcze alfa. Ja to mam cholernego pecha.
-Co tu robisz?-spytał spokojnie, obserwując każdy mój ruch.
-Zwiedzam nie widać?-postanowiłam udawać pewną siebie.
-Niezbyt dobrze udajesz-powiedział rozbawiony.
-Jak Cię zabije to będzie lepiej?-spytałam wściekła.
-Skąd wiesz, że ja ciebie nie zabiję pierwszy?-odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Rób co chcesz-szepnęłam, po czym usiadłam na ziemi i schowałam twarz między nogami. Było mi obojętnie co zrobi chłopak. Może mnie zabić i poćwiartować a mi i tak nie zrobi to większej różnicy. Nie miałam szans na odzyskanie sióstr, bo ja jestem jedna a przeciwników pięciu w dodatku posiadają dary.


Oczami Jacoba (chwile przed wydarzeniami w lesie):

-Idę na wartę-krzyknąłem w progu.
-Tylko nie zniszcz kolejnych butów-krzykną w odpowiedzi tato
-Oki-odpowiedziałem. Po tych słowach wybiegłem z domu, rozebrałem się i zmieniłem w wilka.  Od razu wyczułem wampira, ale nie o takim zapachu jak Cullenowie ten był jeszcze ostrzejszy i wyrazistszy niż rodzinka wegetarian. W moją stronę biegła piękna wampirzyca o czekoladowych włosach sięgających ramion i skórze w odcieniu kości słoniowej. Co chwila spoglądała za siebie ze strachem w pięknych prawie czarnych oczach. Nagle przyśpieszyła i wbiegła wprost na mnie, klnąc pod nosem. Postanowiłem z nią pogadać, ale pod postacią wilka nie mogłem, więc pobiegłem sprintem do mojej skrytki na ubranie,  gdzie przemieniłem się i ubrałem po czym wróciłem do nieznajomej.
-Co tu robisz?-spytałem
-Zwiedzam nie widać?-odpowiedziała udając pewną siebie.
-Niezbyt dobrze udajesz-odpowiedziałem ze śmiechem
-Jak Cię zabije to będzie lepiej?-spytała porządnie wkurzona
-Skąd wiesz, że ja ciebie nie zabiję pierwszy?-odpowiedziałem
-Rób co chcesz-powiedziała głosem przepełnionym bólem, po czym usiadła na trawie i zwinęła się w kulkę.
Czy to możliwe, żeby wampir miał zaburzenia psychiczne?spytałem w myślach sam siebie, po czym przemieniłem się w wilka i pobiegłem w stronę domu Cullenów. Przed willą znów zmieniłem się w człowieka. Wbiegłem do ich domu nie uważając na kulturę.
-Carlisle!! Potrzebuję twojej pomocy-krzyknąłem wbiegając do salonu.
-Co się stało?-spytał zdziwiony lekarz.
-Czy wampir może mieć kłopoty z psychiką-spytałem prosto z mostu
-Raczej nie, ale dlaczego pytasz?
-Znalazłem przed chwilą w lesie młodą wampirzyce, która...-nie dane mi było dokończyć
-Z czekoladowymi włosami?-spytał Edward wtrącając się do naszej rozmowy.
-Tak-odpowiedziałem
-Możemy wejść na wasz teren i ja zabrać?-spytał miedzianowłosy.
-Oczywiście, tylko najpierw wytłumaczcie mi o co chodzi.-powiedziałem.
-Możemy potem?-spytał błagalnie Edward
-Ok ale mogą iść tylko dwie osoby-powiedziałem i dopiero zauważyłem, że nie ma Jaspera i Emmetta.
-To ja i Carlisle pójdziemy-zadecydował Edward
-Dobrze, chodźcie za mną- powiedziałem i przemieniłem się w wilka.
Dziewczyna siedziała w tym samym miejscu co ostatnio.
-Czemu my? Czemu teraz?- mówiła jak automat.
-Co się stało- spytał Carlisle
-Czemu teraz? Czemu oni?- pytała wampirzyca jak w transie.
-Edwardzie zabierz ją do domu i przypilnuj-szepną doktor.
Chłopak wziął na ręce skuloną dziewczynę i w wampirzym tempie pobiegł do willi.....






















rozdział 3-Pożucenie

Co się stało?
Przecież wampir nie może stracić przytomności. Chyba że, dar.. tak to musi być dar tylko dlaczego?
Po co ktoś miałby nam  przeszkadzać w polowaniu?
Milion pytań, zero odpowiedzi.
Trzeba poczekać aż ten ktoś nas wypuści z pod działania daru. Bo chyba nie będzie trzymał nas tak wieczność? Dosłownie wieczność.
-Kiedy się obudzi?-usłyszałam jak przez mgłę.
-Zaraz. Bądźcie gotowi bo to nowo narodzona-znów ktoś się odezwał. Zaraz  nowonarodzona? Przecież nie jestem młodym wampirem ja nawet nie jestem do końca wampirem ale to omińmy.
Zamrugałam. Wreszcie dar opuścił moje ciało bo umysł miałam chroniony tarczą.
Powoli otworzyłam oczy. Odruchowo chciałam odgarnąć kosmyk kasztanowych włosów z twarzy lecz nie mogłam. Moje ręce były przypięte skurzanymi paskami do szpitalnego łóżka na którym leżałam. Na około mnie stało czterech mężczyzn i kobieta. A raczej mężczyzna, kobieta i trzej nastolatkowie, którzy wiekiem fizycznym przypominali mnie.
-Możecie mnie wypuścić?-spytałam siląc się na uprzejmy ton głosu.
-Spokojnie, wiem że nic nie rozumiesz. Daj nam wytłumaczyć.-rzekł najstarszy wampir zapewne głowa klanu.
-Co wytłumaczyć? Że jesteśmy wampirami a wy przeszkadzacie Mi w polowaniu?-spytałam podnosząc głos.
-Ale z skąd ty?-zaczął się jąkać najstarszy wampir.
-Kochany jestem wampirem od 1800 roku i znam świat jak własną kieszeń-powiedziałam rozbawiona.
-Ale jak?-spytał blond włosy wampir cały w bliznach po wampirzych ugryzieniach-przecież zachowujesz się jak nowonarodzona.
-Czary kochany, czary-powiedziałam dźwięcznie.-A teraz łaskawie wypuście mnie i moje towarzyszki-powiedziałam tracąc cierpliwość.
-Nic z tego-powiedział miedzianowłosy.
-Zobaczymy-szepnęłam mocno zdenerwowana i skupiłam wzrok na moich kajdanach które po chwili zajeły się ogniem wypuszczając moje dłonie z niewoli. Nieznany klan przyglądał mi się w osłupieniu.
-Addio-szepnęłam po czym wyskoczyłam przez okno. Gdy dotarłam na ziemię puściłam się biegiem w stronę lasu, wiedząc że ktoś będzie mine gonił.
Wybór padł na miedzianowłosego sprawcę tych wszystkich wydarzeń. Przecież mógł zapomnieć o mnie i o moich siostrach. Mógł, ale tego nie zrobił. Przeklęta Ameryka, dlaczego akurat tu? Dlaczego akurat teraz? Czy świat mnie aż tak nienawidzi? Po przeskoczeniu rzeczki, kroki za mną ustały. Zdziwiona odwróciłam się i zobaczyłam młodego wampira stojącego po przeciwnej stronie potoku. Już mnie nie gonił tylko patrzył z bólem w oczach jak oddalam się coraz bardziej. Zdziwił mnie ten widok, ale nie mogłam się długo zastanowić bo na coś wleciałam, na coś bardzo śmierdzącego a za razem miękkiego....

niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział 2--Ucieczka

Biegłyśmy cały dzień w obawie przed tajemniczymi wampirami napadającymi na Volterę. Dopiero gdy dobiegłyśmy do Ameryki zatrzymałyśmy się na polowanie.
-Jestem głodna -powiedziała Rose z przekąsem.
-Pamiętajcie nie zabijajcie tylko trochę wypijcie.-powiedziałam zatrzymując się w zaroślach przed niewielkim sklepem.
-A potem Rosalie wymaże im pamięć-zaświergotała Alice.
Po tych słowach wyszłam z krzaków i udałam się w kierunku młodego chłopaka o pięknym goździkowym zapachu krwi.
-Hej przystojniaku-powiedziałam uwodzicielskim głosem.
-O hej ślicznotko-odpowiedział lustrując mnie wzrokiem na dłużej zatrzymując się na moich piersiach.
-Może się zabawimy?-spytałam patrząc czerwonymi oczami w niebieskie ślepia chłopaka. Na co mój posiłek uśmiechną się jeszcze szerzej zmniejszając odległość między nami. Gdy był na wyciągnięcie ręki zatopiłam  dłonie w jego blond włosach tym samym łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.
Po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie ciężko dysząc.
-Może nie tutaj?-spytałam zanim chłopak ponownie mnie pocałował.
W odpowiedzi pokiwał głową. Złapałam blondyna za rękę i pociągnęłam w stronę lasu. Po paru minutach znaleźliśmy się na małej  polanie oświetlonej blaskiem księżyca. Stanęłam na samym środku łąki i ruchem ręki zachęciłam towarzysza do podejścia. Po chwili nasze usta zostały połączone w gorącym pocałunku, ukazując całą naszą namiętność. Ręce chłopaka zaczeły błądzić po moich plecach, po woli zbliżając się do pupy. Zaczęłam całować go po szyji, czując gorącą,krew płynącą pod skurą. W chwili, gdy miałam zatopić swoje ostre zęby w ciepłej skurze chłopaka coś odciągneło mnie od niego wyżucając na sporą odległość. Zdezorientowana upadłam na mokry mech, brudząc tym samym markowe ciuchy od Alice. Chciałam wstać, lecz marmurowe dłonie nie pozwoliły mi na choćby najmiejszy ruch. Dla pewności wciągnełam trochę powietrza i poczułam słodki zapach ale nie aż tak jak kogoś z mojej rodziny. Bez wątpienia Wampir, ale dlaczego nie da mi zapolować w spokoju?
-Puść mnie!-krzyknęłam wyrywając się zawzięcie.
-To się uspokuj-usłyszałam kojący baryton.
-Puść!-wysyczałam, szamocząć się coraz bardziej.
-Jasper, możesz?-spytał ten sam głos. Automatycznie spojrzałam w tamtą stronę. Widok mnie przeraził. Bezwładne ciało Rose przewieszone przez ramię napakowanego osiłka.WAMPIRA. To samo z Alice tylko, że osiłka zastąpił blondyn z wieloma bitewnymi ranami.
-Zostawcie je!!-krzyknęłam przerażona. A potem nastała ciemność.
Ciemność
Ciemność
I jeszcze raz ciemność.